Groza i człowieczeństwo na Kaukazie
Obraz „Shindisi" autorstwa Dito Tsintsadzego był bez wątpienia jedną z sensacji 35. Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego. Zgarnął zarówno Grand Prix, jak i nagrodę dla najlepszego reżysera, nie mówiąc już o tym, że uplasował się w ścisłej czołówce w głosowaniu publiczności. W uzasadnieniu jury napisało, że laury przyznano „za czysty przekaz skomplikowanego obrazu okrucieństwa i bezsensu wojen oraz mocy ludzkiego ducha, który definiuje nasz ludzki byt". Tego samego roku Gruzja wystawiła go jako swego kandydata do Oscara. I choć nie otrzymał ostatecznie nominacji – gdyby tak było, rywalizowałby nie tylko z bezkonkurencyjnym wówczas „Parasite", ale i z „Bożym Ciałem" Jana Komasy – dotarł na zachodnie ekrany i znalazł miłośników wśród tamtejszych odbiorców.
Wydaje się to o tyle istotne, że film Tsintsadze, skądinąd naprawdę bardzo dobry, opowiada historię tak szalenie hermetyczną, osadzoną w części świata, która np. Amerykanom może wydawać się wręcz egzotyczna, że nie sposób, by mógł trafić na tak podatny grunt z dala od korzeni. Równie zagmatwane wydają się przyczyny, przebieg oraz skutki konfliktu zbrojnego, o którym mowa. Jest tymczasem zgoła inaczej – to wyjątkowo uniwersalne kino wojenne, głównie dzięki sprawnej reżyserii i pokojowemu przesłaniu.
Tytułowe Shindisi to wioska położona kilkanaście kilometrów od stolicy Gruzji –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta